Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Warszawa 1939-1945

2012.05.07 g. 20:26

Z Warszawy na Wołyń i powrót

Wspomnienia kresowe

Andrzej Łukawski pisze w 68. rocznicę tragicznej śmierci dowódcy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej gen. Jana Kiwerskiego „Oliwy”

Msza

 

W kościele zebrali się podwładni generała, członkowie i sympatycy OW ŚZŻ AK, mieszkańcy

 

W kościele zebrali się
podwładni generała,
członkowie i sympatycy OW ŚZŻ AK,
mieszkańcy

 

W dniu 18 kwietnia o godzinie 18:00 w kościele parafii Rzymsko-Katolickiej pw. Matki Bożej Królowej Polski przy ul. Gdańskiej 6A w Warszawie odbyła się msza poświęcona tragicznej śmierci d-cy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, gen Jana Kiwerskiego "Oliwy". Mszę odprawili księża: ks. Marcin Jurak i ks. Zygmunt Jabłońki który w homilii przywołał wspomnienie tragicznie zmarłego. W kościele zebrali się podwładni generała, członkowie i sympatycy OW ŚZŻ AK, mieszkańcy. Na mszę przybyli przyjaciele 27 WDP AK ze zgrupowania "Radosław" którzy stanowili poczet sztandarowy dla sztandaru 27 WDP AK oraz ze zgrupowania "Cytadela" z własnym sztandarem.

 

Mszę odprawili księża: ks. Marcin Jurak i ks. Zygmunt Jabłońki

 

Mszę odprawili księża:
ks. Marcin Jurak i ks. Zygmunt Jabłońki

 

Po mszy świętej, zebrani przeszli na pobliski Skwer Wołyński gdzie przed pomnikiem Jana Kiwerskiego – gen.  „Oliwy” złożono kwiaty i zapalono znicze. Znicze zapalono także na znajdujących się na skwerze płytach pamiątkowych. Do zebranych zwrócił się Prezes Okręgu Wołyńskiego ŚZZ AK, który opowiedział o historii ekshumacji gen. "Oliwy" i przewiezieniu zwłok do Warszawy. Był to skrót opisu opublikowanego w Biuletynie Informacyjnym - grudzień 1989r. którego całość poniżej:

Po mszy świętej, zebrani przeszli na pobliski Skwer Wołyński gdzie przed pomnikiem Jana Kiwerskiego – gen.  „Oliwy” złożono kwiaty i zapalono znicze. Znicze zapalono także na znajdujących się na skwerze płytach pamiątkowych. Do zebranych zwrócił się Był to skrót opisu opublikowanego w Biuletynie Informacyjnym - grudzień 1989r. którego całość poniżej:

 

Prezes OW ŚZŻ AK Kazimierz Danilewicz. Na drugim planie Prezes Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego Anna Lewak

 

Prezes OW ŚZŻ AK Kazimierz Danilewicz.
Na drugim planie
Prezes Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego
Anna Lewak

 

PROCHY PUŁKOWNIKA „OLIWY" W WARSZAWIE

 

W styczniu 1988 r. dostałem polecenie Zarządu Środowiska 27 WDP AK, abym za jął się spraną ekshumacji prochów naszego dowódcy ppłk dypl. Jana Wojciecha Kiwerskiego „Oliwy” z Wołynia do Warszawy. Taka próba była Już czyniona przez p. Kiwerską, ale zakończyła się niepowodzeniem. Kasi koledzy, m.in. Józef Turowski, usiłowali na własną rękę odnaleźć miejsce grobu. Też bez efektu. Zaczęliśmy od kontaktów z kolegami, którzy byli na pogrzebie pułkownika. Następnie został nawiązany nawiązany kontakt z władzami sowieckimi przez ZG ZBoWiD i ministerstwo spraw zagranicznych.

 

 Opaska z napisem 27 WDP AK na ramieniu podwładnych gen. „Oliwy”

 

Opaska z napisem 27 WDP AK
na ramionach podwładnych gen. „Oliwy”

 

Odpowiedź nadeszła 20.11.1989 r. W telegramie konsula W. Winkowskiego ze Lwowa otrzymaliśmy informację, że wszystkie kwestie dotyczące sprowadzenia prochów ppłk Kiwerskiego do Warszawy zostały omówione na miejscu z władzami Wołynia. Mogiła została zlokalizowana. Znajduje się na niej krzyż z napisem który głosi, że tu spoczywa płk W. Kiwerski. Miejsce pochówku potwierdzili starzy mieszkańcy. Władze wyraziły zgodę na przyjazd trzech byłych żołnierzy 27 WDP AK z kierowca. Termin przyjazdu podano dwutygodniowy. Informacja ta była dla nas zaskoczeniem. Trzeba było decydować się szybko. Znaliśmy incydent z ekshumacją prochów Witkacego z Polesia. Podejrzewaliśmy podobną sytuację. Wszyscy w zarządzie mieliśmy zastrzeżenia. Ponieważ już wystąpiliśmy do władz sowieckich w sprawie ekshumacji, nie można było teraz wycofać się. Poza tym dostaliśmy informację ze strony sowieckiej, że grób jest na terenie eksploatowanej żwirowni. W razie nie zabrania prochów będą zmuszeni przenieść je na najbliższy cmentarz właśnie z tego powodu. W tej sytuacji zwołaliśmy naradę zarządu / już nowego Stowarzyszenia Żołnierzy AK Okręgu Wołyńskiego/ w rozszerzonym składzie.

 

Poczet sztandarowy zgrupowania „Cytadela”

 

Poczet sztandarowy zgrupowania „Cytadela”

 

Zdania były podzielone. Ostatecznie przesądziło głosowanie. Pani Kiwerska przyłączyła się do większości. Decyzja zapadła. Trzeba było dobrać kolegów, których relacje były najbardziej wiarygodne, a poza tym mieli ważne paszporty /termin dwutygodniowy zobowiązywał/. 6 listopada 1989 r. zgłosiliśmy gotowość wyjazdu ekipy w na stępującym składzie:

 

  1. por. Tadeusz Persz jako szef wyprawy
  2. por. Wincenty Lempart adiutant "Oliwy", Jedyny bezpośredni świadek śmierci pułkownika,
  3. Eugeniusz Hachwalski radiotelegrafista sztabu, obecny na pogrzebie,
  4. Stanisław Bednarek z plutonu, który odbijał zwłoki pułkownika, świadek śmierci dwóch kolegów z Jego plutonu: kaprala Albina Ostrowskiego ps. "Gołąb" i strzelca Tadeusza Zajączkowskiego ps. "Słonce", którzy razem z pułkownikiem "Oliwą"- zostali pochowani w jednym grobie. Stanisław Bednarek był tym, który grób kopał i zasypywał,
  5. Kazimierz Danilewicz przedstawiciel zarządu i kierowca.

 

Delegacja miała pełnomocnictwa co do identyfikacji szczątków. Tylko całkowita pewność warunkowała odbiór prochów. W dniu 20 listopada 1989 r. pojechaliśmy przez Chełm do Jagodzina, gdzie o godz. 6 rano oczekiwała nas dziewięcioosobowa grupa z kwiatami. Wśród niej: sekretarz z Łucka W. Worobiej, aktualny gospodarz Wołynia, konsul ze Lwowa W. Woskowski oraz przewodniczący miasta Lubomia A. Tirikowicz. W Lubomlu zostaliśmy przyjęci śniadaniem w towarzystwie grupy sowieckich kombatantów. Wymieniliśmy przemówienia i prezenty (książki i nasze znaczki). O godz. 9 zawieziono nas do lasów mosursklch, gdzie oczekiwała ekipa techniczna: dyrektor lasów państwowych, sędzia, prokurator, przedstawiciel milicji, gajowy i robotnicy. Z nami przyjechali: konsul Woskowski, sekretarz Wbrobiej i przewodniczący Tlrikowicz. Potwierdzenie lokalizacji miejsca spoczynku pułkownika Jana Wojciecha Kiwerskiego przedstawionej nam przez gajowego, miejscowego Ukraińca Powszuka, dokonali koledzy, świadkowie pogrzebu, tj. Wincenty Lempart, Eugeniusz Bachwalski i Stanisław Bednarek. Na miejscu zobaczyliśmy grób obłożony darnią, na którym stał krzyż w metalowym ogrodzeniu /świeżo zrobionym/. Gajowy Powszuk jest na tym stanowisku od lat 50-tych. Właśnie on opiekował się mogiłą. Pamięta istniejący, dziś już szczątkowy, napis na krzyżu w pełnym brzmieniu: Tu spoczywa ppłk W.Kiwerski "Oliwa". Teraz do przeczytania jest tylko wyraz "Oliwa", resztę zatarł czas. Z relacji świadków - naszych kolegów - wiedzieliśmy że grób był umieszczony pomiędzy dwiema starymi sosnami. Po tych sosnach zostały tylko pnie. Te dane świadczyły o miejscu, którego szukaliśmy. Zaczęto kopać. Na głębokości 120 cm zobaczyliśmy szczątki ludzkich kości, następnie wy dobyto trzy pasy szerokie, elementy butów - trzech par, w tym jedne oficerskie, szczątki tkanin sukiennych, zielonych, jedną ostrogę, kawałki drewna, które stanowić mogły trumnę, małą płaską buteleczkę zatkaną korkiem z płynem oraz gwoździe. Pułkownik był pochowany w ostrogach. Poza tym miał przestrzeloną głowę przez dwie skronie.

 

Na Skwerze Wołyńskim zapłonęły znicze

 

Na Skwerze Wołyńskim zapłonęły znicze

  

Znaleźliśmy kości czaszki z przestrzałem na wylot. Według kolegi Bednarka, Ostrowski był wysoki, a Zajączkowski niski. Ma tej podstawie łatwo było wydzielić szczątki wydobyte do trzech pustych trumien, które przywiozła z Warszawy firma "Bango". Tak więc nie było żadnych wątpliwości, że byli to nasi, po których przyjechaliśmy i zabieramy do naszej stolicy. Przy trumnach nad rozkopanym grobem była komenda "baczność", a po tym modlitwa za poległych. Sewieci zdjęli czapki. W drodze powrotnej czekało na nas w lesie mosurskim ognisko z kolacją. Przy sprzyjającej okazji zapytałem sekretarza Worobieja czy będzie można w miejscu grobu usta wić kamień z napisem. Powiedział, że jeśli my to zrobimy, to oni ustawią. Dotychczas moim marzeniem było, żeby jakoś zaznaczyć miejsca naszych walk i grobów kolegów /w tym mego brata Romana ps. "Namor". Teraz sprawa staje się realna, tylko czy zrobimy, czy zdążymy? Trzeba tez zrobić tu w Warszawie nagrobek pułkownika i dwóch kolegów.

 

Sztandar 27 WDP AK trzymany przez poczet ze zgrupowania „Radosław”

 

Sztandar 27 WDP AK
Poczet wystawiło Zgrupowanie „Radosław”

 

Przywieźliśmy krzyż, który tam stał 45 lat. Będzie można użyć go na nagrobek. Myślę o wkomponowaniu tego krzyża w kamienną oprawę, która może stanowić nie duży monument. Krzyż dębowy dobrze zakonserwowany może stać długo. Planujemy uroczysty pogrzeb w rocznicę śmierci, t j. w kwietniu 99r. na cmentarzu wojskowym, gdzie jest symboliczny grób pułkownika Kiwerskiego. Pozostaje problem nie wyjaśniony, kto byt sprawcą ich śmierci? Na podstawie dotychczasowych relacji świadków wydarzeń trudno stwierdzić jednoznacznie. Wymownym jednak argumentem jest fakt wręczenia "Oliwie" przez sowieckiego generała Siergiejewa pistoletu z jednym nabojem. Można domyślać się w jakim celu. Chęć pozbycia się dowódcy wojska akowskiego. Poza tym wiadomo jak obeszli się z nami. Jak potraktowano wileńskich dowódców Al. No i powstanie warszawskie. Zresztą dotychczas w ZSRR pisze się, że 27 WDP AK miała zadanie przeciwstawić się zbrojnie Armii Czerwonej. Byłoby dobrze, gdyby koledzy znający konkretne dane na ten temat napisali do nas. Jako ciekawostkę przytoczę kilka przykładów relacji różniących się między sobą. Otóż krzyż na grobie "Oliwy" w pamięci kolegów był duży, wysoki 3 m. W rzeczywistości ma 1 m. Nikt nie zapamiętał, że był na nim napis. Dopiero w tych dniach, zgłosił się kolega, który zrobił ten napis. Krążyła też pogłoska, że Cyganie rozkopali grób i zabrali ubrania. Gdyby tak było, to zabraliby też buty. Jeszcze Jeden przykład: z trzech kolegów, którzy byli przy ekshumacji dwóch twierdziło, że z pułkownikiem był pochowany tylko jeden żołnierz. Musimy krytycznie myśleć o swej pamięci. Pomimo wszystko apelujemy o relacje. Teraz wreszcie można napisać prawdę o wydarzeniach, tamtych czasów. Jest to konieczne, my jesteśmy ostatnimi świadkami tamtych wydarzeń.
Kazimierz Danilewicz "Krzak"

 

Redakcja serwisu Warszawa.pl podtrzymuje powyżej zamieszczony apel: "Byłoby dobrze, gdyby koledzy znający konkretne dane (śmierć gen. "Oliwy") napisali do nas". Tym razem na adres: redakcja@prowarszawa.pl

 

Następnie głos zabrał Andrzej Żupański, który wspominał:

 

Andrzej Żupański opowiada o Janie Kiwerskim – „Oliwie”

 

Andrzej Żupański
opowiada o Janie Kiwerskim – „Oliwie”

 

Byłem na pewno spośród Was wszystkich najdłużej podkomendnym Kiwerskiego – Oliwy . Mianowicie w sumie łącznie do kwietnia kiedy on zginął byłem przez prawie półtora roku w pułku które podlegał Kiwerskiemu w Warszawie i na Wołyniu. Z tym ze gro to była służba w Warszawie, bo od 1 stycznia 1943 roku do 9 marca 44 kiedy w szeregach dywizji saperskiej zameldowaliśmy się na Wołyniu u Kiwerskiego. Otóż (to ciekawe), ja naturalnie wiedziałem że jest ktoś taki jak dyrektor (on miał pseudonim „Dyrektor”), to był szef jednego z oddziałów warszawskich zajmujących się realizowaniem zadań wyznaczanych przed Kedyw KG AK. To był płk „Motor”. On (Kiwerski) był właśnie d-cą tego pułku w stopniu kapitana. W momencie kiedy ustalono, że ma być komendantem okręgu Wołyńskiego został mianowany na stopień majora. Kiwerskiego nigdy oczywiście w Warszawie nie widziałem. Wiedziałem tylko, że jest ktoś taki jak „Dyrektor” - miał taki pseudonim. Gdy został mianowany komendantem Okręgu Wołyńskiego, oficerowie nasi, wymienię: Kajetan Tysło „Biały”, Marek Szymański „Czarny”, „Zając” Górka Grabowski… to główni, postanowili (tam jeszcze byli inni i już nie pamiętam w tej chwili kto to był) pojechać na Wołyń. Z nimi razem Kiwerski a to dlatego, ze był takim wspaniałym dowódcą. Potem, za jakiś czas, pozostali członkowie oddziału w którym służyłem, również postanowili, pojechać na Wołyń i w rezultacie cały oddział (miał pseudonim „Pola”) pojechał na ten Wołyń a jedynym który nie pojechał był d-ca tego pododdziału por. „Pola” Roman Kiźny, który z bliżej nie znanych powodów nie chciał pojechać. Zresztą dostał naganę od d-cy odpowiedniego szczebla dowodzenia AK.

 

 

Zobaczyłem Kiwerskiego po raz pierwszy - było to w okolicach 11 a może 12 marca 1944 roku- w Ossie. Kompania saperska która przyjechała na Wołyń z Warszawy, energicznym marszem spod Bindugi do Ossy przeszła żeby zameldować się d-cy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem Kiwerskiego, bo to już nie była konspiracja tylko otwarte Wojsko Polskie. Na zakończenie chcę powiedzieć: Jest trudno oficerowi wyższego stopnia uzyskać poparcie moralne, aplauz, uznanie swoich podkomendnych, bo on jest wysoko a oni „tam” i giną w czasie walki. Kiwerski miał w nas wszystkich wielkie zaufanie i to zostało. Był to oficer dowodzący nami a myśmy wiedzieli, ze nie wyśle nas w pole kiedy jest „sprawa stracona”. Że nie wyśle nas nie patrząc na to co z nami może się stać i czy przypadkiem nie będzie to walka bezcelowa która może się zakończyć tylko stratami. Jego śmierć w tym czasie a pamiętam to doskonale jak do mnie dotarła i do innych kolegow (staliśmy wówczas w lasach Mosulskich) była dla nas strasznym ciosem, ciosem, bo traciliśmy dowódcę. Na jego miejsce, na jakiś czas dowódcą został mjr. Żegota (szef sztabu, bo tak zwykle bywa, że szef sztabu jest najstarszy rangą) ale potem się okazało, ze prawo starszeństwa ma mjr. „Kowal” Jan Szatowski i on przejął dowództwo i był tak długo dopóki nie przyszła decyzja, że Kowal zostaje d-cą dywizji.



Opublikowal: Michał Pawlik
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy