Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Sport

2008.02.16 g. 19:17

Chichot Bieruta nad Stadionem

Stadion Narodowy im. Arpada Chowańczaka?
Spadkobiercy przedwojennych właścicieli gruntów pod Stadionem Dziesięciolecia, które stracili na mocy dekretu Bieruta, żądają zadośćuczynienia

A tego wszystkiego dowiadujemy się z artykułu Rafał Kergera pod tutułem "Stadion Arpada, a nie Narodowy?" opublikowanego 15.02.2008 r. w Internetowym wydaniu Pulsu Biznesu, który przedrukowujemy za zgodą autora.

Artykuł zawiera bardzo ciekawe informacje nie tylko o tym co może stanowić o budowie Stadionu Narodowego, ale również interesujące informacje warszawskie.

Czytajmy więc, co ma do przekazania Rafał Kerger:

 


Stadion Narodowy?

Zapomnijmy o nim, jeśli spadkobiercy terenów nie usłyszą „przepraszam”, a stadion nie przyjmie imienia ojca ich rodu.

 

Joanna Modzelewska, pełnomocnik spadkobierców Arpada Chowańczaka i Aurelii Czarnowskiej, którzy w 1920 r. kupili grunty pod Stadionem Dziesięciolecia w Warszawie, jest pewna siebie.

 

- Jeszcze by tego brakowało, żebyśmy po 20 latach wolnej Polski nie doczekali się zadośćuczynienia - zaczyna z wysokiego C.

 

Przedwojenni właściciele stracili te tereny na mocy tzw. dekretu Bieruta z 1945 r. 10 ha należące 88 lat temu do Chowańczaka i Czarnowskiej, w rejonie alei Poniatowskiego, ulic: Zielenieckiej i Miedzeszyńskiej - może być warte około 2 mld zł lub więcej.

 

- Czy tyle by nas zadowoliło? Zobaczymy. Trzeba także pamiętać o bezprawnym czerpaniu korzyści przez państwo z gruntu przez 60 lat. Prowadzący na stadionie przez lata Jarmark Europa Damis sporo płacił miastu - ucieka od odpowiedzi Modzelewska.

 

Zaraz dodaje, że spadkobiercy, podobnie jak ich przodkowie, są patriotami, chociaż rozsianymi po całym świecie. Nie zamierzają utrudniać Polsce zorganizowania Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 r. O zwrot gruntów pytali 18 lat temu. Dopiero na początku zeszłego roku poukładali sobie sprawy spadkowe. Liczą na ugodę ze skarbem państwa. Drogi wyjścia z sytuacji widzą co najmniej dwie.
Mogą ograniczyć roszczenia do niewygórowanych odszkodowań, jeśli usłyszą od państwa „przepraszam”, a stadion przyjmie imię ojca rodu Arpada Chowańczaka. Mogą też - jeśli odzyskają grunt - wydzierżawić go skarbowi państwa na czas trwania mistrzostw. Potem stadion by się przeniosło w całości gdzieś poza miasto. Tak, by spadkobiercy Arpada i Aurelii swobodnie dysponowali gruntem.

 

- Niestety, na razie do rozmów ugodowych ani z miastem, ani ze skarbem państwa nie doszło. Jeśli rychło się nie zaczną, nie czekając na ustawę reprywatyzacyjną, będziemy się ubiegać o zwrot naszych przedwojennych gruntów w sądach powszechnych z włączeniem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jeśli sąd - przed upływem czterech lat - w ostatniej instancji nakazałby oddanie nam choć części gruntów pod stadionem, łatwo sobie wyobrazić konsekwencje - mówi Joanna Modzelewska.

 

Czarny scenariusz jest jasny: budowa stadionu zostaje zatrzymana.

Szary? Budowa zostaje zawieszona, przez co mocno się opóźnia.

Didaskalia? Zamieszanie i ogólnonarodowa dyskusja, czy budować stadion narodowy w niecce Stadionu Dziesięciolecia, czy na jego błoniach - zakrawa na komediodramat. Lud rozlicza Cezara za niezorganizowanie igrzysk.

 

 

Ugoda zagrożona

 

Ani obecnie właściwe w sprawie roszczeń spadkobierców Arpada i Aurelii Ministerstwo Infrastruktury (MI), ani stołeczny magistrat (też właściwy) podejmować rozmów ugodowych z Joanną Modzelewską i jej mocodawcami nie zamierzają.

 

- Przedwczesne są obliczenia w zakresie odszkodowania czy też prowadzenie jakichkolwiek negocjacji lub rozmów ugodowych - mówi Teresa Jakubowicz, dyrektor biura informacji i promocji w ministerstwie. Oddaje to także stanowisko stołecznego urzędu miejskiego.

 

W Ministerstwie Infrastruktury trwa od wiosny postępowanie, w którym spadkobiercy właścicieli terenów, gdzie stanie nowy stadion, domagają się unieważnienia decyzji administracyjnej powojennych władz. W 1954 r. odmówiły one Chowańczakom przyznania prawa własności do odebranych dekretem Bieruta terenów. Obalenie tej decyzji ma otworzyć spadkobiercom drogę do roszczeń w sądzie cywilnym. Stanie się to, gdy zaistnieje w obiegu prawnym ostateczna decyzja Ministra Infrastruktury, stwierdzająca nieważność lub orzekająca o wydaniu zaskarżonej decyzji z naruszeniem prawa.

 

Dekret z 26 października 1945 r. o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m.st. Warszawy, podpisany przez ówczesnego prezydenta Polski Bolesława Bieruta, objął obszar miasta stołecznego Warszawy. Skutkiem było przejęcie wszystkich gruntów w granicach miasta przez gminę, a w 1950 r. przez skarb państwa - w związku z likwidacją samorządu.

 

Dekretem z 1945 r., uzasadnianym „racjonalnym przeprowadzeniem odbudowy stolicy”, objęto około 12 tys. ha gruntów, w tym od 20 do 24 tys. nieruchomości. W myśl dekretu właściciele gruntów mogli w sześć miesięcy od dnia objęcia działek w posiadanie przez gminę zgłosić wnioski o przyznanie im na tych terenach prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym lub prawa zabudowy za symboliczną opłatę.

 

Składane w tej sprawie wnioski pozostawały często bez rozpatrzenia lub wydawano decyzje odmowne, bez podawania podstaw prawnych. Wiele osób nie złożyło w ogóle wniosków, ponieważ na przykład siedziały w więzieniach, przebywały za granicą lub nie zostały poinformowane o takiej możliwości.

 

Zdaniem Joanny Modzelewskiej, postępowanie w MI trwa od kwietnia 2007 r. Zaczęło się przed ogłoszeniem, że Polska dostanie z Ukrainą prawo do organizacji mistrzostw. Według Ministerstwa Infrastruktury od maja 2007 r. (po wiadomości o przyznaniu organizacji zawodów). Modzelewska mówi, że minister Cezary Grabarczyk powinien podjąć decyzję do końca lutego tego roku, bo inaczej ona może postawić resortowi zarzut tzw. bezczynności organu. MI podaje, że minister „poinformował (zgodnie z wymogami art. 36 k.p.a) strony o przyczynach zwłoki i przewidywanym terminie rozstrzygnięcia do dnia 30.06.2008 r.”.

 

 

Sporów cała masa

 

Tak czy inaczej, oprócz sporu o terminy - trwa też spór o wielkość terenu, o którego zwrot ubiega się Joanna Modzelewska.

 

Z ostatniego wpisu jawnego do księgi wieczystej z 14.03.1939 r. w pozycjach 1-9 ujawnione są inne osoby jako właściciele części tej nieruchomości oznaczonych jako działki - informuje resort infrastruktury. Dopiero w pozycji 10 - bez wskazania numerów działek i powierzchni - są wskazani jako właściciele Arpad Chowańczak i Aurelia Czarnowska w częściach równych niepodzielnie, co do reszty nieruchomości.

 

- Przed wojną Arpad Chowańczak udostępniał działki swoim pracownikom. Poza tym część terenów odsprzedali z panią Aurelią kolei pod tory - tłumaczy Joanna Modzelewska.

 

Opóźnione Złote Tarasy

 

Czy spadkobiercy Arpada Chowańczaka i Aurelii Czarnowskiej w rzeczywistości mają za mało argumentów, żeby zablokować lub opóźnić budowę głównej areny mistrzostw?

 

Można by odpowiedzieć: ale to już było. W początkowej fazie ciągnącej się jak flaki z olejem budowy w centrum Warszawy galerii Złote Tarasy. Na realizację inwestycja czekała cztery lata. W 1999 r. spółka Złote Tarasy otrzymała warunki zabudowy i zagospodarowania terenu. Dopiero jesienią 2002 r. uzyskała pozwolenie na budowę.

 

- Czas wydłużały głównie procedury administracyjne oraz roszczenia spadkobierców, których rozwiązywaniem zajęła się gmina - tłumaczył 16 stycznia 2003 r. w „PB” Jerzy Hańczewski, wówczas wiceprezes Złotych Tarasów i dyrektor w ING Real Estate.

 

Odszkodowanie zostało wypłacone.

 

- Byli właściciele gruntów w centrum stolicy, moim zdaniem, otrzymali je niesłusznie. Sprawy Złotych Tarasów i stadionu to zresztą dwie zupełnie inne sytuacje - oburza się Marcin Bajko, szef biura gospodarowania nieruchomościami urzędu miejskiego w Warszawie.

 

W przypadku Złotych Tarasów w umowie spółki urzędu miasta z ING był zapis, że spółka pokryje odszkodowania ewentualnym spadkobiercom gruntów, na których ma stanąć centrum (potem zrzuciła to na miasto).

 

- Zapis zupełnie zbędny. Ktoś się pospieszył. Ponieważ w 1985 r., w ustawie o gospodarce gruntami, prawo do odszkodowania i do działek zamiennych za dekret Bieruta po prostu wygaszono. Więc - wedle litery prawa - miasto czy też skarb państwa, nie powinny wypłacać odszkodowań. Ani w przypadku Złotych Tarasów, ani stadionu. Przynajmniej do czasu przyjęcia ustawy reprywatyzacyjnej. Co musi być zresztą zrobione, bo jesteśmy jedynym postkomunistycznym krajem w naszej części Europy, który jeszcze reprywatyzacji nie przeprowadził - tłumaczy Marcin Bajko.

 

Na początku grudnia 2007 r. Sąd Najwyższy stwierdził jednak, że skarb państwa ma pokryć koszty wszystkich decyzji wydanych m.in. przez rady narodowe, urzędy gmin i województw przed 27 maja 1990 r. - przed reformą administracji. Dotyczy to m.in. decyzji wywłaszczeniowych, które powoływały się na ustawę nacjonalizacyjną, na dekret o reformie rolnej, a także na dekret Bieruta.

 

Wyrok to kolejny argument w ręku Joanny Modzelewskiej i innych spadkobierców.

 

- Na zwrot gruntów pod stadionem spadkobiercy nie mają i tak co liczyć. Spec-ustawa o EURO 2012 uregulowała jasno tę kwestię. Jeśli definitywnie wygrają w sądzie cywilnym, to ostatecznie dostaną odszkodowanie - mówi Marcin Bajko.

 

Tego samego zdania jest minister sportu i turystyki Mirosław Drzewiecki.

Ale za potomkami przedwojennych właścicieli gruntów na Pradze wstawiła się niejako Najwyższa Izba Kontroli (NIK). Tydzień temu.

Zdaniem NIK, pozostawienie obecnego stanu prawnego - a więc bez ustawy systemowo rozwiązującej problem reprywatyzacji - „działa na niekorzyść państwa”. Poinformował o tym wiceprezes NIK Stanisław Jarosz.

NIK skontrolowała przebieg reprywatyzacji w Polsce w latach 1990-2006. Kontrolę prowadziła z własnej inicjatywy, a dotyczyła ona resortu skarbu i innych organów administracji rządowej, które zajmowały się reprywatyzacją, czyli ministerstw: infrastruktury, gospodarki, rolnictwa oraz Agencji Nieruchomości Rolnych.

Jarosz dodał, że NIK nie potrafi stwierdzić, jaka by była skala roszczeń, gdyby podsumować tylko wnioski reprywatyzacyjne trafiające do sądów, a więc takie, gdy mienie zabrano z naruszeniem powojennego prawa. Izba nie szacowała też możliwej skali roszczeń reprywatyzacyjnych.

W uzasadnieniu do kolejnego projektu ustawy reprywatyzacyjnej z 2005 r. (do tej pory było ich 20) padła kwota 60 mld zł roszczeń. Jednak w opinii NIK tych danych nie da się zweryfikować.

- Są to ostatnie dostępne dane o reprywatyzacji. Pochodzą z lat 90. Rozpoczęliśmy nową ewidencję mienia niezbędnego do przeprowadzenia reprywatyzacji. Oszacujemy też jego wartość. Zaktualizujemy wielkość roszczeń. Dopiero po zakończeniu tego etapu można rozpocząć prace nad określeniem formy i zakresu rekompensat. Dopiero wtedy pokażemy ustawę reprywatyzacyjną - mówi z kolei Paweł Lisiewicz, naczelnik wydziału komunikacji społecznej Ministerstwa Skarbu Państwa, które tworzy ten akt prawny.

Lisiewicz zapewnia, że ustawa powstanie, i to niebawem, bo jest oczkiem w głowie wiceministra skarbu Krzysztofa Łaszkiewicza.

Na razie jednak nie wiemy nic nawet o projekcie. Możemy się spodziewać, że jeśli w czerwcu resort infrastruktury uchyli decyzję z 1954 r. w sprawie Chowańczaka i Czarnowskiej - problem wróci jak bumerang. Tyle, że wtedy spadkobiercy będą już składać wnioski o zadośćuczynienie do sądu cywilnego.

 

 

Z biznesem w tle

 

Spór o odzyskanie przez spadkobierców Arpada Chowańczaka i Aurelii Czarnowskiej terenu pod stadionem ma drugie - nie mniej ciekawe - dno. Tym razem biznesowe. Cała sprawa wygląda także na walkę dzieci rdzennego polskiego kapitalizmu z upiorami systemu stojącego w zupełnej kontrze - socjalizmu.

 

Aurelia Czarnowska w latach 20. była sztandarowym typem ówczesnej biznes-woman. Posiadała sieć zakładów gorseciarskich, które - co ciekawe - nosili wtedy także mężczyźni. Inwestowała w rynek stołecznych przedwojennych nieruchomości. O Arpadze Chowańczaku, wielce szanowanym przedwojennym przedsiębiorcy (produkcja futer) - wiele informacji podaje publikacja „Rody warszawskie” Tadeusza W. Świątka.
Na początku 1939 r. w „Gazecie Przemysłowo-Rzemieślniczej (nr. 2, str. 14) czytamy:

 

Korzystając z uprzejmości p. Arpada Chowańczaka miałem okazję zwiedzenia salonów i warsztatów tej jedynej w Polsce placówki rzemieślniczej, zaliczanej do rzędu najpoważniejszych firm kuśnierskich na kontynencie europejskim. Nowoczesne urządzenia salonów i warsztatów, higieniczne warunki i składnie, zorganizowana praca z górą 180 pracowników (łącznie z Zakładami wyprawialni z górą 360), oto atuty, dzięki którym firma p. Arpada Chowańczaka ma możliwość rywalizowania z firmami zagranicznymi (…)”.

 

- Do klientów firmy należeli: Pola Negri, Loda Halama, Eugeniusz Bodo, Mary Mrozińska, prezydent Ignacy Mościcki, ambasador Polski w Stanach Zjednoczonych Józef Potocki, ambasador Wielkiej Brytanii w Warszawie, sir Howard Kennan, postacie z rządu i inne osobistości. Firma eksportowała do USA, Kanady, Anglii i do Chin - opowiada Andrzej Chowańczak, prawnuk seniora rodu.

 

Gwiazda kina niemego Pola Negri za swoją pierwszą w życiu etolę z białych lisów wcale ponoć nie zapłaciła, bo urzeczony jej urodą Władysław Chowańczak, syn Arpada, w tajemnicy przed ojcem dał ją aktorce w prezencie od firmy.

  

Jak wyglądało codzienne zarządzanie przedwojenną firmą, dobrze obrazuje korespondencja między braćmi Władysławem i Janem Chowańczakami.

 

17 stycznia 1938 r. Władek pisał do Janka: „Więc kupić możesz 150 kg karakułów (tj. ok. 600 szt.) za sumę 60 000 (tj. ok. 100 zł za sztukę) kupisz na pewno taniej, ale mniej zawsze możesz wydać. Towar musi być z Indii Brytyjskich. Afrykańskie karakuły kupimy później, na to będziemy mieli pozwolenie - od marca (…). Bagdadów musisz kupić 500 kg za sumę 75 000 zł, tutaj też zapas wartości jest. Świadectwo pochodzenia też musi być z Indii Brytyjskich. Jak tylko towar kupisz, to napisz nam ilość, wagę i ceny, może nie wszystkie, ale pozwolenia trzeba będzie wykupywać”.

 

W czasie okupacji firma Chowańczak i Synowie nie zaprzestała działalności. Wspierała najpierw Związek Walki Zbrojnej, potem AK. Wnukowie Arpada walczyli w powstaniu warszawskim.

 

Po zakończeniu wojny rodzina rozpierzchła się po świecie.

 

Arpad Chowańczak zmarł w 1949 r. Jego rzeźba stoi w Sali Wielkich Polaków w Muzeum Alfonsa Karnego w Białymstoku. 

 



Opublikowal: Michał Pawlik
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy